Tradycja czczenia pamięci zmarłych sięga czasów prehistorycznych. Już wtedy ludy pierwotne, od których wywodzi się człowiek współczesny, pozostawiali w grobach swoich bliskich rzeczy użytkowe, tak, aby przeszedłszy w zaświaty, dusze zmarłych mogły z nich korzystać. Wraz z upływem czasu obyczaj ten wtopił się we wszystkie religie w mniej lub bardziej zmienionej formie, nie wyłączając chrześcijaństwa.
Święto czczenia pamięci zmarłych w Europie swoje korzenie czerpie z celtyckiego święta Samhain. Było to najważniejsze święto w kalendarzu celtyckim, wyznaczające koniec starego i początek nowego roku. Przypadał on na noc między 31 października a 1 listopada. Te kilka nocnych godzin nie należało ani do nowego, ani do starego roku, dlatego zaświaty mogły łatwo dostać się do świata żywych. Tej nocy pozostawiano zmarłym żywność i wygaszano wszelkie źródła światła, by nie trafiły do domostw i nie wstąpiły w ciało żadnego żyjącego.
Dziś w kulturze polskiej święto zmarłych obchodzi się inaczej. Na grobach zmarłych stawia się znicze oraz kładzie wieńce. Świeczki są symbolem nieśmiertelności duszy. Do niedawna jeszcze było to, jak się zdaje, spokojne święto, dzień wypełniony myśleniem o swoich bliskich, odwiedzanie grobów miało głębszy sens, było hołdem.
Dziś zamiast myśleć, jakie było życie zmarłej bliskiej nam osoby, szukamy jak najpiękniejszych wieńców i jak najwystawniejszych zniczy, myśląc bynajmniej nie o niegdyś tak kochanej ciotce czy kuzynce, a o tym, jak mieć najefektowniejszy grób na cmentarzu. Nie wyobrażamy sobie postawienia jednej, symbolicznej lampki, "bo przecież grób musi pięknie wyglądać!", a modlitwy stały się klepanymi na odczep się zdrowaśkami. Kiedy idzie się czy też jedzie na grób, przy samym cmentarzu jest bardzo trudne lub prawie niemożliwe przedarcie się przez tłumy. Często dzieje się tak za sprawą handlarzy, którzy rozstawiają kramy ze świecami i wieńcami, zajmując mnóstwo miejsca, które przydałoby się raczej do sprawniejszej komunikacji. No i przy okazji ceny życzą sobie nieraz kilkukrotnie wyższe niż w supermarketach. Rodzi się refleksja, czy to wszystko rzeczywiście dla zmarłych, czy może raczej dla żywych...? Po własnej rodzinie to obserwuję- "nie może być bez chryzantem! Grób nie może wyglądać mizernie!". Czy wielki jak korona baobabu wieniec zapewnia większe zbawienie? Czy znicz wielkości reflektora TIRa sprawi, że zmarłemu będzie cieplej? Hm.
Rzeczą naturalną dla takiego święta jest, ze przy jednym grobie spotykają się członkowie bliższej i dalszej rodziny, czasem widzących się na co dzień, a czasem raz na kilka miesięcy. Święto z założenia powinno jednoczyć, a tak często nad mogiłą odbywają się kłótnie i rozwiązywane są stare i nowe zatargi między członkami rodziny. Czy ci najbardziej skorzy do darcia kotów nie zapominają jednego ze znaczeń napisu na nagrobkach "spoczywaj w pokoju"...? Czy nie pomyślą nawet przez chwile że przez ich kłótnie zmarły przewraca się w grobie?
może warto zastanowić się nad swoim postępowaniem...? Co z tego, że na naszym grobie będą najpiękniejsze kwiaty i znicze? Czy przez to rzeczywiście głębiej przeżywa się takie święto? Czy może po prostu przyjemniej dla nas, bo i oko ucieszy, a i inni będą zazdrościć. Czy w tym szale dekorowania grobów nie umknęło nam coś ważnego? Może warto opanować się na chwile, rozejrzeć wokół siebie? Tyle jest zapomnianych, starych grobów, których nikt nie odwiedza. Grobów, na których napis na płycie zatarł się z biegiem czasu tak, że nie widać już nazwiska osoby, która tam spoczywa? Grobów samotnych, jak samotne musiało być życie tych ludzi? Może warto przystanąć przy takim i odmówić szczerze "Ojcze nasz"? Może gdzieś niedaleko jest malutka mogiłka, usypana z ziemi, otoczona bielonymi kamieniami, bez tabliczki, nawet bez krzyża... Może to grób dziecka, które zmarło nie poznawszy smaków życia? Czasami latami nikt mu nie postawi znicza. Bo wszyscy zapomnieli.
Święto czczenia pamięci zmarłych w Europie swoje korzenie czerpie z celtyckiego święta Samhain. Było to najważniejsze święto w kalendarzu celtyckim, wyznaczające koniec starego i początek nowego roku. Przypadał on na noc między 31 października a 1 listopada. Te kilka nocnych godzin nie należało ani do nowego, ani do starego roku, dlatego zaświaty mogły łatwo dostać się do świata żywych. Tej nocy pozostawiano zmarłym żywność i wygaszano wszelkie źródła światła, by nie trafiły do domostw i nie wstąpiły w ciało żadnego żyjącego.
Dziś w kulturze polskiej święto zmarłych obchodzi się inaczej. Na grobach zmarłych stawia się znicze oraz kładzie wieńce. Świeczki są symbolem nieśmiertelności duszy. Do niedawna jeszcze było to, jak się zdaje, spokojne święto, dzień wypełniony myśleniem o swoich bliskich, odwiedzanie grobów miało głębszy sens, było hołdem.
Dziś zamiast myśleć, jakie było życie zmarłej bliskiej nam osoby, szukamy jak najpiękniejszych wieńców i jak najwystawniejszych zniczy, myśląc bynajmniej nie o niegdyś tak kochanej ciotce czy kuzynce, a o tym, jak mieć najefektowniejszy grób na cmentarzu. Nie wyobrażamy sobie postawienia jednej, symbolicznej lampki, "bo przecież grób musi pięknie wyglądać!", a modlitwy stały się klepanymi na odczep się zdrowaśkami. Kiedy idzie się czy też jedzie na grób, przy samym cmentarzu jest bardzo trudne lub prawie niemożliwe przedarcie się przez tłumy. Często dzieje się tak za sprawą handlarzy, którzy rozstawiają kramy ze świecami i wieńcami, zajmując mnóstwo miejsca, które przydałoby się raczej do sprawniejszej komunikacji. No i przy okazji ceny życzą sobie nieraz kilkukrotnie wyższe niż w supermarketach. Rodzi się refleksja, czy to wszystko rzeczywiście dla zmarłych, czy może raczej dla żywych...? Po własnej rodzinie to obserwuję- "nie może być bez chryzantem! Grób nie może wyglądać mizernie!". Czy wielki jak korona baobabu wieniec zapewnia większe zbawienie? Czy znicz wielkości reflektora TIRa sprawi, że zmarłemu będzie cieplej? Hm.
Rzeczą naturalną dla takiego święta jest, ze przy jednym grobie spotykają się członkowie bliższej i dalszej rodziny, czasem widzących się na co dzień, a czasem raz na kilka miesięcy. Święto z założenia powinno jednoczyć, a tak często nad mogiłą odbywają się kłótnie i rozwiązywane są stare i nowe zatargi między członkami rodziny. Czy ci najbardziej skorzy do darcia kotów nie zapominają jednego ze znaczeń napisu na nagrobkach "spoczywaj w pokoju"...? Czy nie pomyślą nawet przez chwile że przez ich kłótnie zmarły przewraca się w grobie?
może warto zastanowić się nad swoim postępowaniem...? Co z tego, że na naszym grobie będą najpiękniejsze kwiaty i znicze? Czy przez to rzeczywiście głębiej przeżywa się takie święto? Czy może po prostu przyjemniej dla nas, bo i oko ucieszy, a i inni będą zazdrościć. Czy w tym szale dekorowania grobów nie umknęło nam coś ważnego? Może warto opanować się na chwile, rozejrzeć wokół siebie? Tyle jest zapomnianych, starych grobów, których nikt nie odwiedza. Grobów, na których napis na płycie zatarł się z biegiem czasu tak, że nie widać już nazwiska osoby, która tam spoczywa? Grobów samotnych, jak samotne musiało być życie tych ludzi? Może warto przystanąć przy takim i odmówić szczerze "Ojcze nasz"? Może gdzieś niedaleko jest malutka mogiłka, usypana z ziemi, otoczona bielonymi kamieniami, bez tabliczki, nawet bez krzyża... Może to grób dziecka, które zmarło nie poznawszy smaków życia? Czasami latami nikt mu nie postawi znicza. Bo wszyscy zapomnieli.
Od kilku lat moim cichym marzeniem jest, żeby ludzie się uspokoili. nie chodzi o to, żeby mieć i być naj... na cmentarzu, ale żeby to, co najważniejsze, nie uciekło nam, gdy będziemy się z mężem czy kuzynką wykłócać, jakie wieńce kupić cioci Hani, a jakie dziadkowi Stefanowi. Pamięć nie oznacza tylko przyjechania na grób. To coś więcej - wspomnienie, modlitwa, spokój. A nie biadolenie, że przy cmentarzu wieńce takie brzydkie a do tego drogie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz